04.11.2014 22:41
Pasja rodzi się z głupoty...
Może niektórym zabrzmi to niewiarygodnie, ale ilość czasu, którą trzeba było poświęcić na zrobienie prawa jazdy kat. A była dla mnie nie do zorganizowania. No chyba, że rozłożyłbym to co najmniej na 2 lata... Do tego dochodził opór mojej lepszej połowy, która od zawsze dzieliła motocyklistów na dwie grupy: tych, którzy już zostali pokrojeni na organy do transplantacji i tych, których dopiero miało to spotkać, ale o tym może później.
„Choroba motocyklowa” dopadła mnie już kilkanaście lat temu i to w efekcie skrajnie nieodpowiedzialnej i niebezpiecznej z perspektywy czasu przygody kiedy to kuzyn zabrał mnie na przejażdżkę pożyczoną Yamahą R6.
„Tylko R6”, bo tak miało być bezpieczniej niż na jego ówczesnej CBR 900 RR Fireblade ;-) Tak więc przez dobrą godzinę jeździliśmy po okolicy jego domu, nierzadko dochodząc do prędkości w okolicach 200 km/h, a ja bylem ubrany w t-shirt, krótkie spodknie oraz obowiązkowy, ale zupełnie niedopasowany kask. Jednak jak na nastolatka przystało uznałem, że to nie problem i skupiłem się na czerpaniu frajdy z przejażdżki, którą miałem zapamiętać na długo i która miała nieodwracalnie zarazić mnie tematem jednośladów. I tak się stało. Jednak zawsze coś mi stalo na przeszkodzie. Najpierw nie miałem kasy, potem nie miałem kasy oraz gdzie trzymać motocykla, a po studiach nie miałem już nawet czasu, bo sporo pracowałem na zagranicznych projektach. Pamiętam jak w samolotach czytałem „Motocyklistę doskonałego”, żeby choć trochę zaspokoić swoje marzenia. Brakowało jednak praktyki, więc za cholerę nie mogłem zrozumieć jak to możliwe, że przeciwskręt działa, a szeroko opisywane zagrożenia zaczęły w końcu na mnie działać trochę zniechęcająco. Teraz widzę jak dobrze się stało, że wpadła mi w ręce ta lektura, bo to był okres, kiedy byłem gotów kupić sobie Fazera 600 na pierwszy motocykl co w moim przypadku różnie mogłoby się skończyć.
I nagle, zupełnie niespodziewanie, w czerwcu tego roku wszystko się odmieniło. I nie interesuje mnie kto miał w tym i jaki interes, czy aktualna ekipa rządząca desperacko walcząca o topniejący elektorat czy jakieś lobby walczące o segment małych motocykli... faktem stało się to, że po powrocie z lipcowego urlopu miałem dostać możliwość prowadzenia motocykla 125ccm i to z manualną skrzynią biegów. No dobra, ciągle miałem przed sobą mur w postaci żony, z którą nawet nie potrafiłem rozpocząć tematu tak, by dać sobie cień nadziei na inną odpowiedź niż standardowe „...Ty chyba zupełnie oszalałeś!” ew. „...który odpowiedzialny mężczyna w Twoim wieku z rodziną na głowie jest w stanie wymyślić coś takiego...”. To, jak udało mi się kupić motocykl i nie doprowadzić przy tym do rozwodu to kolejna długa historia.
W każdym razie stało się. Od miesiąca jeżdżę i jestem szczęśliwym posiadaczem japońskiej WSK-i, czyli czarnej Yamahy YBR 125 z 2006 roku. Stawiam pierwsze kroki i bardzo powoli przelewam na praktykę to wszystko, o czym czytałem przez wiele ostatnich lat i coraz bardziej mnie to pochłania. Widywałem wpisy osób, które przez pół życia marzyły o motocyklu, idealizowały wszystko co z nim związane tylko po to, by po zakupie przeżyć totalne rozczarowanie. W moim przypadku jest zupełnie inaczej. Każdy kolejny wypad pogłębia uzależnienie, które jak już wiem zostało trafnie przewidziane i pozostanie ze mną na dłużej.
LwG.
Komentarze : 30
Nie spodziewałem się, że ktoś tu jeszcze zajrzy... :-)
U mnie zupełnie podobnie. Kurs PJ w trakcie, właściwie przerwany na sezon zimowy, więc mam nadzieję, że niebawem uda się zamknać temat. Budżet na "dorosły" motocykl już czeka, a co najbardziej zaskakujace... duża część kwoty dołożyła moja lepsza połówka, czyli jeszcze do niedawna zagorzały przeciwnik motocykli.
PRzy okazji, warto też rzucić okiem na policyjne statystyki wypadków z udziałem motocyklistów w sezonie 2015. Nie jeden przeciwnik ustawy o 125-tkach z nasza policja na czele będzie musiał odszczekać swoje dotychczasowe hejty...
tak sobie zrobiłem refresh blogów (obudziłem się z zimowego snu:) ) i wpadłem na ten wątek ... jakbym widział siebie przed rokiem (tyle ze 42 na karku :) ) przygoda rozpoczęta z hondą shadow 125, przekonywanie żony (polecam kupno pewnej książki i położenie jej w strategicznym miejscu w salonie... okładką z tytułem dobrze widocznym - "Motocykl po 40tce / zamiast kochanki" - działa :) ) a obecnie robię kat A. :)
Z maksymalnie dużą dozą dobrej woli czytałem wpisy no-name i wyszedł mi obraz obrażonego osobnika, którego poziom frustracji jest wprost proporcjonalny do liczby motocyklistów z kat B ... elitarność jazdy na motocyklu zdecydowanie spadła :) no i trudno :) a właściwie to super :P
Dla mnie to był raczej przymus znalezienia innego środka transportu niż samochód. PKP ledwo zipie ode mnie, rowerem próbowałem ale za długo (2h jazdy w jedną stronę ~20km/h). I strzeliłem pomysłem żeby kupić moto. Wszyscy poza żoną mieli z tym problem (zaczynam się martwić) ale jak tylko wsiadłem na pierwsze to mnie porwało. Pasja? Jeszcze mam mleko pod nosem.. To jeszcze nie to, póki co nakręcam się czymś nowym, za to okropnie ciągnie mnie na długą wycieczkę. Ale to jeszcze spoooro poczeka, na pewniaka ze dwa sezony przynajmniej.
Pomijając całe to zajebiście irytujące "poczucie wyższości" z którym (może nieświadomie) paraduje NoName, poniekąd się z nim zgadzam. Troszkę za wcześnie na pasję. To raczej pochłania w całości, nawet podczas upadku. Na dobre i na złe.
Co oczywiście kompletnie nie kłóci się ogromną frajdą jaką mamy chyba wszyscy tu zgromadzeni z naszymi moto ;-)
Tak przynajmniej ja to widzę, LwG!
chyba trzepnęło mi 35 wiosenek, kurs prawka i egzamin z braku czasu rozłożyłem na 3 lata, ale się dało i zrobić kurs i zdać prawko. Żona miała obiekcje, ale gdy za każdym mijanym choperem widziała tęsknotę w moim wzroku, sama kazała mi zrobić prawko. Co gorsza kupuje kask i planuje mi zabrać skuter ;))
No-name ty juz sam nie wiesz co chcesz udowodnic.raz siadasz do kompa trzezwy a raz pijany.jestes po prostu smutnym trollem . Wynies sie gdzie indziej
Daj już spokój No-name, bo czytając każdy Twój kolejny wpis mam coraz większą ochotę odwrócić tytuł mojego posta.
Mniej nadinterpretacji, więcej czytania ze zrozumieniem, a zobaczysz, że wcale nie chodziło o to czego się najbardziej czepiasz.
Naprawdę, więcej normalności i luzu.
Pozdrawiam.
@Re,
dziękuję za zabranie głosu w tej dyskusji, naprawdę.
"Dla większości z nas, jazda na moto jest po prostu frajdą (...)"
No właśnie to próbuję od paru postów wyjaśnić.
Frajdą, której jeszcze daleko do pasji. Szczególnie, gdy się jeździ tylko w słoneczną pogodę;)
Ludzi z "odmiennym stanem umysłu" jest troszkę więcej, wystarczy wejść na prawdziwe fora motocyklowe np. to z "virago" w nazwie. Tak, motocyklizm jest filozofią życia, do której trzeba dojrzeć.
Motocyklizm uczy postaw i zachowań, wie o tym każdy, kto choć raz zatrzymał się na poboczu i pomógł innemu motocykliście. To także odpowiedzialność za innych uczestników ruchu, szczególnie kiedy jedzie się w grupie.
A z tą motopompą to typowy dowcip chodzący wśród motobikerów od lat, świeżaku. Nie skumałeś?
W motopompie to akurat jest silnik. A po drugie, bardzo lubię takie zadęcie "motocykl" jako jedyna poprawna forma, z ewentualnym odstępstwem na" Motong, Motocykl, Motór, Sprzęt. Motocykl to pewna filozofia życia. To stan umysłu. To specyficzny język, kanon postępowania". Zdecydowanie masz odmienny stan umysłu. Właśnie takie dorabianie ideologi najczęściej śmieszy postronnych i martwi bliskich. Dla większości z nas, jazda na moto jest po prostu frajdą, niezależnie czy tylko z jednego końca miasta na drugi, czy może na drugi koniec Polski lub Europy. Kreowanie się z tego powodu na lepszą część ludzkość jest po prostu śmieszne. Choćby z powodu zagrożeń o których tak chętnie piszesz. Zwykły zaspany czy wkurzony samochodziarz zdmuchnie Cię razem z tym poczuciem "lepszości" do rowu, i nawet tego nie zauważy.
Życzę wszystkim więcej normalności i luzu.
Ty no-name jestes niedorozwiniery,czy tylko za duzo wypiles i garniesz sie do klawiatury?
@Katje,
Jaki "motor"???
Motong
Motocykl
Motór
Sprzęt
Motor jest w motopompie.
No właśnie, o tym starałem się napisać... Motocykl to pewna filozofia życia.
To stan umysłu. To specyficzny język, kanon postępowania.
Więc, Złotko, uszanuj powyższe i nie kalecz.
Oki, porządkujemy temat.
Że ludzie jarają się na hasło "motocykl", to normalne.
Że coraz to nowi zaczynają przygodę z motórami, też.
Ale jak czytam, że -z całym szacunkiem dla autora- ktoś pochłania z wypiekami na twarzy "motocyklistę doskonałego" w samolocie i szykuje się do kupna sprzętu, tylko najpierw musi żonę przekonać, to.... mimowolnie chcę polecić "moto GP" dla szlifowania formy przed wyjazdem na ulice.
Pasja zapewne przyjdzie z czasem, a na razie to zauroczenie, próba realizacji własnych marzeń, whatever.
Złote myśli typu " jestem odpowiedzialny, więc wykupię dobrą polisę ubezpieczeniową, to zwiększy moje bezpieczeństwo" świadczą o...
swojego rodzaju naiwności autora.
Pasja,
Choroba
Trudno się wycofać
Wiatr we włosach ( dobre, zwłaszcza w integralu)
Śnią mi się po nocach....
Z perspektywy moich doświadczeń (tych dobrych i tych złych), nauczony pokory raczej bym był oszczędny w takich deklaracjach.
Mniej rezonować na forach, bardziej skupić się na ćwiczeniach praktycznych z jazdy.
To wszystko.
Życzę miłego dnia.
Fajnie, że udało Ci się w końcu dorwać motor. Lepiej późno niż wcale.
Ludzie tak teraz piszą o motorach, jakby od samego wsiadania na nie miało się kropnąć. Jakby prądem kopały albo same z siodeł wyrzucały. Przez tę całą gadaninę też myślałam na początku, że wsiądę na motor i zabije mnie każda plama albo papierek na jezdni.
Left, pisz, bo czytam Twoje wpisy z zapartym tchem i nie tylko dlatego, że w niesamowity sposób potrafisz przykuwać uwagę, ale przede wszystkim masz wiele do przekazania. Nawet jeśli ciągle uważasz się za żółtodzioba to pokazujesz tym tylko ile w Tobie pokory.
Cóż, swoim powyższym wpisem chciałem tylko pokazać, że nie ma złego momentu w życiu, by zacząć realizować swoje marzenia bez względu na to czy dla kogoś jest to motocykl czy coś zupełnie innego. Róbmy to tylko z głową. Nie bójmy się jednak łamać utartych schematów i nie czyńmy się więźniami sytuacji życiowych, w których czasem po prostu musieliśmy się znaleźć. Cieszmy się życiem, ale też dbajmy o nie i o swoich bliskich.
Właściwie nie spodziewałem się, że zajrzy tu ktokolwiek, tym bardziej z doświadczonych wyjadaczy, nawet żeby tylko"potrolowac"... tym bardziej miło mi, że jednak przykułem uwagę.
Pozdrawiam
Saymon jest mi niezwykle miło, że tak napisałeś. To wyrażnie pokazuje, że warto tu pisac. Nie, żebym miał wątpliwości, ale w kwestii motocykli też jestem nowicjuszem i myślałem sobie przy zakładaniu bloga - kto by tam słuchał żółtodzioba.. :) ...a teraz sam czytam uważnie każdy komentarz pod Twoim postem..:)
Ja rozumiem to jako jawną dyskryminację ludzi mających dzieci i kredyty. Chcesz powiedzieć, że tylko Ty roscisz sobie prawo do takiego stylu życia i pasji jaką jest jazda na motocyklu? Pouczasz nas wszystkich i traktujesz wręcz protekcjonalnie. Każdy z nas ma swój rozum i nie tobie ocenianie kto powinien a kto nie jeździć. Nie rozumiem, po co w ogóle jeszcze jeździsz, twoje wpisy świadczą jedynie o tym, że twoja pasja przestała nią być już dawno.
Left 4 dead... cholera chłopie, połowa tego całego zamieszania to Twoja wina ;-) Niesamowicie wciągnęły mnie Twoje wpisy, które śledzę od dawna... zwłaszcza, że jakoś odnajdywałem w nich sporo swojej historii. Pół życia spędziłem na dwóch rowerowych kołach, później jakiś przypadek ze skuterem 50cc, który zostawił mi na chwilę znajomy...
Pozdrawiam i dzięki, że tu zajrzałeś!
Chyba wszyscy tutaj obecni jesteśmy na tyle dojrzałymi facetami, że nikt nikomu nie musi niczego udowadniać.
Rozumiem Twoją perspektywę No-name. Zwłaszcza, że masz okazję poczuć to, co czują moja i Aecjusza lepsze połowy... nie wspomnę już nawet o córce. Takie wpisy zawsze dają dużo do myślenia, bo o ile lepiej jest się uczyć na doświadczeniach innych niż swoich, zwłaszcza tych bolesnych...
Myślę jednak, że sam wiesz najlepiej, że czasem nie ma odwrotu już odwrotu. Czasem bolesny szlif zakończy ostudzi zapał i zakończy błyskawiczną karierę świeżo upieczonego adepta sztuki motocyklowej... czasem jednak brnie się w to dalej.
Chętnie bym kiedyś posłuchał o Twoich doświadczeniach.
no-name, no ja również pogubiłem się nieco w Twoim toku rozumowania. Szacun, że jeżdzisz, ogarniasz i tak dalej. Ale zauważ, że "pasja'' i ''choroba z której trudno się wycofac'' kiedyś prawdopodobnie mój drogi zainfekowała także Ciebie, tak samo jak mnie, Saymona i Aecjusza. Ty i Twoi najbliżsi tkwią w niej na dobre i złe. Przypomnij sobie swoje początki, pewnie były równie ekscytujące i wspaniałe ! A Ty proponujesz koledze rower...
Ale wiesz, Twoja postawa jest dosyc ciekawa. Trochę ją rozumiem. Chodzi Ci o to, żeby tutaj niczego nie idealizowac, tylko dokładnie przeanalizowac, bo sprawa jest poważna. Tylko musisz pamiętac, że Ty argumentujesz z perspektywy wyjadacza, a my jesteśmy nowicjuszami. Przeczytałem uważnie Twój wpis i rzuciły mi się w oczy słowa ''niestety'' i ''odpowiedzialnosc''. Wygląda to tak, że Ty się już najeżdziłeś, naprzerażałeś o swoich bliskich i wyglebiłeś dosyc poważnie. Nie patrzysz już zatem przez różowe okulary, rozumiem to. Jak śruby to i bolesna rehabilitacja. Ale teraz z ręką na sercu powiedz- czy te lata temu, kiedy zaczynałeś, nie myślałeś czasem o wietrze we włosach bardziej niż teraz? nie byłeś tak zajarany jak my, nowicjusze? nie traktowałeś z przymrużeniem oka porad starszych ziomków..? daj znac
Ja to potrafię byc wariat totalny, ale panowie A. i S. podchodzą do tematu tak jak chyba wszyscy powinni(z tego co piszą)...nie kupili przed tygodniem bladego i nie opisują jak cwiczą stopala z dziewczyną na plecaku :)
Do czego zmierzasz No-name? Co chcesz udowodnić? Chcesz nas odstraszyć? Chcesz pokazać swoje doświadczenie? Ok, masz je, ale co dalej? Bo zaczynam gubić Twą myśl przewodnią. Sam jeździsz, żona jeździ, córka siedzi na plecaku. Martwisz się o najbliższych i to naturalne. Każdy normalny tak ma. Ja też martwię się o moją żonę i miałbym problem z jej pomysłem jazdy na Hayabusie, szczególnie przy jej niewielkich gabarytach.
Z jakiegoś powodu mam wrażenie, że uważasz nas za mentalnych nastolatków co to nie znają życia i nie wiedzą w co się pchają. Ja jestem sporo starszy od Saymana, przekrocyłem czterdziestkę już z grubym hakiem, trochę widziałem i to nauczyło mnie jednego - że wiele jeszcze rzeczy mnie czeka, których nie widziałem. Że nigdy nie jest tak, że przychodzi moment "zajebistości" i wiem wszystko. Nie, kiedy właśnie wydaje się nam, że już jesteśmy "naj" życie przychodzi i kopię nas w dupę na otrzeźwienie. Pokazuje nam nasze braki. Przynajmniej to już wiem. Reszta przede mną.
A wracając do motocyklizmu - boisz się, a jeździsz. Pozwól nam też spróbować tego lęku i samemu zdecydować.
Pozdrawiam i bezpieczeństwa na drodze i nie tylko dla Ciebie, małżonki i córki.
Czy koledzy Aecjusz i Saymon to już pojeździli chociażby wokół komina?
Bo ja znam temat z drugiej, praktycznej strony.
W życiu nie czytałem o doskonałym motocykliście. Tylko jeździłem , jeżdżę j niestety, będę jeździł. Żona, też jeździ, w tym roku zaliczyliśmy na dwa motongi Rumunię.
Wiem, co to znaczy strach o najbliższych, bo kiedy moja Najdroższa wsiada na swoją Yamahę, ja czuję się za nią odpowiedzialny. Przecież ją w to wszystko wciągnąłem.
Znam też strach o córkę, która już nie pyta się mnie o zdanie, tylko zakłada przysłowiowy garnek na głowę i robi za plecaczek i swojego chłopaka.
Dokładnie znam ten strach.
Znam te wszystkie gadki ortopedy, że z biegiem lat będzie boleć coraz bardziej, bo śruby w piszczelu muszą zostać.
Więc szanowni koledzy, nie powiadajcie o pasji, która zawładnęła waszym życiem, bo po pierwszym szlifie może okazać się słomianym ogniem.
Rozsądniej jest pisłuchać, co starsi wiekiem i doświadczeniem mówią.
A potem podjąć samodzielną decyzję.
Przecież to śmieszne - pieprzycie farmazony o pasji, o chorobie, z której trudno się wycofać...
A dotknęliście tego motocyklizmu? To nie tylko wiatr we włosach, to filozofia życia, to stan umysłu.
A dopiero potem rozpisujcie się na forach.
Pozdrawiam Szanownych Kolegów.
Cześc Saymon. Wspominałem już kiedyś tu na blogu o jednym moim dalszym znajomym, też po 30-tce. Jest to dosyc dobrze sytuowany koleżka, który postanowił kupic motocykl. W tym celu zapisał się na prawo jazdy. Zdał za drugim razem niezmiernie zdziwiony, że za pierwszym nie wyszło. Następnie udał się do salonu BMW. Jako, że od dawna był klientem tej marki poprosił o wypróbowanie jakiegoś ''słabszego'' motocykla, na początek, tak do stu koni, np. F800R, bo wiadomo, to ma byc pierwszy motor. Sprzedawcy, którzy już go znali i wiedzieli, że koszta nie są dla niego żadną przeszkodą postanowili po swojemu wykorzystac nadarzającą się okazję. Wydali mu zatem do przetestowania K1300S. Kolega pojeżdził trochę po okolicy, po czym wrócił zadowolony i poprosił o jeszczę jedną jazdę, na wspomnianym wcześniej F800R. Nie minęło 10 minut, kiedy wrócił ze skwaszona miną i oznajmił, że on takim gównem nie będzie jeżdził :)
Rezultat był taki, że K1300S wylądowało w jego garażu jako 1-szy motocykl, a on nigdy nie czytał Motocyklisty Doskonałego :) Ja jeżdziłem z nim tylko raz, kiedy miałem 750-kę. Mimo, że uruchomił TC, tryb RAIN, do tego oczywiście ma ABS,ESA i ASC większośc czasu spędziłem na poboczu czekając, aż dojedzie. Swoją YBR-ą objechał byś go na każdym winklu, czy rampie autostradowej...
Tak więc niczym się nie przejmuj, postąpiłeś słusznie i odpowiedzialnie i nie daj sobie wcisnąc ciemnoty. To samo Ty Aecjusz, róbcie swoje i olejcie system. no-name i wasze kochane małżonki to słuszny głos rozsądku, ale gdyby ludzkosc była tylko rozsądna...to nie było by motocykli, right?
A co do niebezpieczeństwa to rodziny nasze kochane, nawet same nie wiedzą, jak swoim przerażeniem potęgują to wrażenie, a spięty i przerażony motocyklista na ruchliwej autostradzie wśród tirów, dumający o sierotach i polisach, to nic dobrego...a tak na prawdę chodzi tylko o jedną rzecz, myślenie za innych....
powodzonka
Wiesz co no-name... przejdź się kiedyś na motocyklu, poważnie. W jakiś słoneczny dzień i jakąś fajną trasą poza miastem...
A potem wróćmy do tematu.
Pozdrawiam
Aleś teraz pojechał No-name. Nie da się życia spędzić w bunkrze w obawie przed wszelakimi niebezpieczeństwami. Zresztą - niebezpieczeństwo może przyjść w różnych postaciach, niekoniecznie jazdy na dwóch kółkach. Żona, dzieci to nie więzienie. Choć kredyt nieco więzienie przypomina - takie bez ścian.
Nie dajmy się zwariować. Nie dajmy sobie odebrać życia "bo kredyt i rodzina". Do wszystkiego z głową i pokorą. Sprawny, nie zepsuty arogancją i egoizmem Mózg jest najlepszą polisą. Wszystko da się poukładać, pod warunkiem, że podchodzimy z głową. Saymon_125 wydaje się mieć wystarczająco pokory by go nie straszyć.
Właśnie fachowa pomoc podpowiada ci, że polisy nie są żadnym rozwiązaniem.
Masz kredyt chłopie, dzieci...
Rower też ma dwa koła.
Aecjusz, faktycznie trudna sytuacja. Ciężko dyskutować z przekonaniami zbudowanymi na złych doświadczeniach, ale widzę, że też masz już swoje lata na karku, właściwie podejście do sprawy i wierzę, że Ci się uda.
Poza tym na etapie "choroby", o którym piszesz wycofać się już ciężko. Wiem to po sobie.
Trzymam kciuki i mam nadzieję, że najdalej na wiosnę pochwalisz się jakąś groźnie wyglądającą maszyną ;-)
Pozdrawiam
Fakt no-name, chyba nawet twórcy reklam polis nie posunęliby się nigdy do takiego chwytu... :)
Postawmy sprawę jasno: polisa robi cholerną różnicę na wypadek... a jak wiadomo pasja, z której czerpiemy tak wiele radości jest jednak obciążąna pewnym ryzykiem i nie ważne jak ostrożni będziemy to przytrafić się może. Statystyki nie kłamią. Dlatego uważam, że to uczciwe względem rodziny. Oczywiście każdy może mieć swoje zdanie.
A jeśli już w temacie polis to nie przeceniałbym własnych możliwości w kontekście analizy wszelkich drobnych maczków. To jednak piszą fachowcy dlatego również polecam skorzystanie z fachowej pomocy. Koszt niewielki jeśli porównamy do możliwych konsekwencji niewłaściwego wyboru... mamy przecież świadomośc tego, że rózne ceny polis z czegoś się biorą.
Pozdrawiam
Żadna polisa nie zastąpi ojca.Co za dyrdymały.
BTW - sprawdź wyłączenia w warunkach ogólnych umowy. I nie zdziw się po przeczytaniu drobnego druczku.
Moja żona uwielbia motocykle. Zanim się poznaliśmy jej koledzy dawali jej ścigacza na przejażdżkę i ją to wciągnęło. Ale wbrew pozorom ten kontakt to problem właśnie jest - zetknęła się z użytkownikami ścigaczy i to z ich perspektywy patrzy na motocykle i zagrożenia. Kilku jej kolegów odeszło na zawsze i to dlatego jeszcze bardziej boi się o mnie mimo, że ja mierzę tylko w 125 (choć i na 125 zagrożenie jak wiadomo jest, szczególnie, jak się nie ma pokory).
Cóż, Ty już pokonałeś tę barierę i spełniasz marzenia. Widzę po Twoim wpisie, że jesteś wystarczająco dojrzały, by nie narobić głupot. Ja też już jestem uzależniony, choć mój kontakt ograniczył się do jazd szkolnych na Hondzie CBF 125 w szkole jazdy, gdzie wykupiłem lekcje. Jazda motocyklem śni mi się w nocy...
Ech...
Wiesz, Twój wpis daje mi nadzieję, że skoro Tobie się udało przekonać żonę, to i mi się uda ;-)
Pozdrawiam!
Dzięki Aecujsz i powodzenia. Z żoną bywa najtrudniej, zwłaszcza jeśli macie dzieci. Ja od początku byłem szczery i nawet nie próbowałem bagatelizować zagrożenia. Opór był tak silny, że w pewnym momencie już sobie odpuściłem. W kilku dniach sama przyszła i oświadczyła, że skoro tak bardzo chcę to niech tak będzie... tak czy inaczej ciągle widzę, że wiele ją to kosztuje. Mam jednak nadzieję, że to minie.
Myślę też, że dobrym pomysłem jest zakup konkretnej polisy na życie, jakoś spokojniej się jeździ. Taka dodatkowa warstwa ochraniaczy... ;-)
Sam jestem przed zakupem i... przekonaniem żony... I też czytuję "Motocyklistę doskonałego" ;-)
Niech pasja da Ci wiele radości i wolności.
I uważaj na siebie.